O grzeczności
Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.
Niełatwą, bo nie na tem kończy się, jak nogą
Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;
Bo taka grzeczność modna, zda mi się kupiecka,
Ale nie staropolska, ani też szlachecka.
Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;
Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,
I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana
Dla sług swoich, a w każdej jest pewna odmiana.
Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić
I każdemu powinną uczciwość wyrządzić.
I starzy się uczyli; u panów rozmowa
Była to historyja żyjąca krajowa,
A między szlachtą dzieje domowe powiatu:
Dawano przez to poznać szlachcicowi bratu,
Że wszyscy o nim wiedzą, lekce go nie ważą;
Więc szlachcic obyczaje swe trzymał pod strażą.
Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto
go rodzi?
Z kim on żył, co porabiał? każdy gdzie chce wchodzi,
Byle nie szpieg rządowy, i byle nie w nędzy.
Jak ów Wespezyjanus nie wąchał pieniędzy,
I nie chciał wiedzieć skąd są, z jakich rąk i krajów:
Tak nie chcą znać człowieka rodu, obyczajów!
Dość, że ważny i że się stępel na nim widzi
Więc szanują przyjaciół jak pieniądze żydzi".
[ Sędzia w Księdze I ]
Mówił
szybko z tym nieznośnym ugrzecznieniem, które cechuje ludzi źle wychowanych.
Myślę, że jest to ich broń przeciw wyrzuceniu za drzwi. Człowiek narażony na
obcowanie z takim typem zniewolony jest do uprzejmości pomimo odczuwanego
wstrętu.
[Tadeusz Dołega-Mostowicz w „Pamiętniku
pani Hanki”]
W „O własnych siłach” Stanisław Strumph Wojtkiewicz
(Cezary Baryka z „Przedwiośnia”) wspomina:
–
Najlepsza u nas siła !
Nigdy nas nie zawodzi ! No i bardzo
uczciwy, bardzo...
Dziadek ostrzegawczo chrząknął, ale dla naczelnego nigdy nie istniały żadne
subtelności, więc brnął dalej w pochwałach, znowu parę razy podkreśliwszy moją
uczciwość. Wtedy dziad wstał, stuknął laską w podłogę i rzekł:
– No, ja wiem, wiem, że uczciwy, wiem i bez pana, szkoda tylko, że on mi
tego samego o panu szanownym nie mówi !
Od tego czasu dziad niezmiennie mi dowodził, że
powinienem jak najrychlej rozstać się z redakcją, gdzie rządzi tego rodzaju
pryncypał.
–
Panie, mała prośba – rzekł gospodarz do d'Epinaya – nie ma nic
przykrzejszego, niż gdy parę osób w jednym znajdując się towarzystwie nie zna
swych nazwisk ani tytułów. Nie sądź pan, bym nie szanował praw
gościnności i wymagał koniecznie, abyś mi wyjawił swe nazwisko. Proszę o
jakikolwiek pseudonim dla ułatwienia rozmowy. Ze swej strony powiem, że mnie
ludzie zwą Sindbadem Żeglarzem.
– Co do mnie –
odrzekł żartobliwie d'Epinay – ze względu na to, iż jestem w położeniu
owego Aladyna znanego z opowieści o Lampie Cudownej, myślę, że byłoby
najbardziej właściwe, gdyby pan zechciał mnie nazywać właśnie Aladynem.
–
Ależ doskonale, panie Aladynie, gościu miły. Czy zauważyłeś, że proszą nas do stołu.
Z „Hrabiego Monte Christo”
Aleksandra Dumasa (w tłumaczeniu ...)
– Wrr! – odezwał się Ojciec
Wilk. – Czas wziąć się znów do polowania!
I już miał wyskoczyć na zbocze wzgórza, gdy jakiś mały cień z
puszystym ogonem przeszedł przez próg i zajęczał:
– Niech ci sprzyja szczęście, Wodzu Wilków; niech szczęście
i mocne białe kły sprzyjają twojej szlachetnej dziatwie, by nigdy nie
zapomniała o głodnych na tym świecie!
Był to szakal Tabaqui,
pieczeniarz i lizus. ...........
– Wejdźże więc i rozejrzyj się wkoło
– odrzekł Ojciec Wilk – ale jedzenia tu nie znajdziesz.
– Jużci dla wilka go nie starczy – rzekł Tabaqui – ale dla takiej chudziny jak ja nawet sucha
kość będzie wspaniałą ucztą. Kimże jesteśmy – my gidur–log
(szakale) – byśmy mogli grymasić i wybredzać w jedzeniu.
Powlókł się w głąb
jaskini. Znalazł tam kość antylopy z odrobiną mięsa. Usiadł i jął z radością
chrupać niedogryzek.
– Wielkie dzięki za tak smaczny posiłek – odezwał się
oblizując wargi. – Jakże piękne są twe szlachetne szczenięta! Jakże
piękne mają ślepia! A przy tym jeszcze takie młode! Zaprawdę,
powinienem mieć w pamięci, że dzieci krółów są od samego urodzenia dorosłe.
Tabaqui, równie jak
ktokolwiek inny, wiedział dobrze, że nie ma gorszego nieszczęścia, jak mówić
pochlebstwa w oczy dzieciom – więc miło mu było
patrzeć na zmartwioną minę Matki Wilczycy i Ojca Wilka.
Siedział spokojnie,
radując się wyrządzoną przez siebie przykrością, (...)
Z „Księgi dżungli” Rudyarda
Kiplinga (w tłumaczeniu Józefa Birkenmajera)
A kto mówi A na co to panu potrzebne