O inżynierach w PRL*        *PRL = Polska Rzeczpospolita Ludowa

W PRL, w ramach akcji kształcenia mas ludowych, „wyprodukowano” olbrzymią ilość inżynierów. Spowodowało to oczywiście dewaluację dyplomu inżynierskiego, a że dewaluacja zarobków była i tak zagwarantowana ideologią „każ­demu po równo”, zdarzyło się np trzech inżynierów-sąsiadów jeżdżących „na taksówce”.

I zdarzyły się inne zabawne sytuacje...

 

Pierwszy dowcip o inżynierach w PRL:

Kilka lat po dyplomie spotykają się dwaj inżynierowie – koledzy ze studiów:
   "No
i jak Ci się powodzi ?... Co ! w biurze projektowym pracujesz !?
    
Rzuć to i przyjdź do nas na budowę: i więcej zarobisz i praca lżejsza.
    
Tylko pamiętaj: możesz się przyznać najwyżej do podstawówki"
I przyszedł na budowę, i pracował jako niewykwalifikowany robotnik, i dobrze mu się działo... ale po pewnym czasie przystą­piono do akcji dokształcania robotników, i musiał chodzić na kursy wieczorowe, na których oczywiście podsypiał.
Pewnego razu wyrwał go z drzemki nauczyciel, każąc obliczyć przy tablicy pole jakiejś prościutkiej figury ograniczonej ćwiartką okręgu. Nasz zaspany inżynier skrzętnie wypisał wzór z całkami, lecz zanim przystąpił do obliczenia, z pierw­szego rzędu dobiegła cichutka podpowiedź:
   „Hej
Ty ! pomyliłeś granice całkowania !”

 

Drugi dowcip o inżynierach w PRL:

Kilka lat po dyplomie spotykają się dwaj inżynierowie – koledzy ze studiów:

   „No i jak Ci się powodzi ?... Co ! w biurze projektowym pracujesz !?
  
Rzuć to i zostań wynalazcą, tak jak ja, a będzie Ci się powodzić wspaniale.
  
Pytasz, co wynalazłem ?...

   A wiesz: jak ołówek jest już bardzo krótki, to wyrzucamy go i przez to marnuje się grafit.
   Zgłosiłem więc
wniosek, by nie wypełniać ołówków do końca grafitem. Olbrzymie
   oszczędności
dla gospodarki narodowej i wielka nagroda dla mnie"

Po roku spotykają się ponownie:
   „Dziękuję
Ci za dobrą radę – ja też zostałem wynalazcą !...
     No wiesz: ołówków nie wypełnia się do końca grafitem i przez to marnuje się
     drewno
. Zgłosiłem więc wniosek, by skrócić ołówki o ten kawałek bez grafitu.
    
Olbrzymie oszczędności dla gospodarki narodowej i wielka nagroda dla mnie”.

Kwalifikacje wielu inżynierów z tzw awansu społecznego były częstokroć oczywiście tylko podręcznikowe. Wykształce­nie i zdolności nie wsparte wyniesioną z domu kulturą umysłową, owocowało projektowaniem wielu dziwolągów, które  człowiekowi prawdziwie inteligentnemu nigdy by nie przyszły do głowy – nawet w socjaliźmie scentralizowanym.
   Prawdziwym skansenem takich inżynierów był i jest dotąd polski przemysł elektrotechniczny, o czym świadczą do­mowe przygody elektrotechniczne pewnego rówieśnika PRL – wuja Leona:

Niemal od dzieciństwa zajmuję się reperowaniem domowej sieci elektrycznej – wtyczki, gniazdka, kontakty, włączniki, puszki ścienne itp.  Byłoby to nawet całkiem miłą rozrywką ojca rodziny, gdyby nie to że niemal każdy z tych produktów jest wytwo­rem inżyniera–durnia, zaprojektowanym tak by przyczynić jak najwięcej pracy i kłopotu. Weźmy np najzwy­klejszą wtyczkę do gniazdka:
   – jest
w niej 5 do 6 śrubek plus kilka drobniutkich detali
   – wszystko jest niewygodne do trzymania w palcach, wkładania i wkręcania
   – przewody trzeba owijać dookoła śrubki „na okrętkę” (a i na to brak luzu!)
   wystarczy chwila nieuwagi, a coś wyskakuje bądź spada na podłogę.
Kiedyś sądziłem, że brak mi po prostu wprawy, ale przekonałem się potem, że  elektrykom–rzemieślnikom idzie to nie­lepiej, i że przeklinają to wszystko jak ja.
   Rozumiem że nie każdy inżynier-elektryk w PRL był durniem; część być może robiła to z musu, jako że za projekt płacono od ilości śrubek !  Ale na Boga ! już od 10 lat nie ma PRL, więc najwyższy czas zlustrować wreszcie polski przemysł elektro­techniczny i oczyścić go z zasiedziałych głupców z dyplomami.
  
Tylko nie mówcie mi, że takie wtyczki są wszędzie. Nieprawda - na świecie produkuje się wtyczki bardzo proste, a co naj­ciekawsze polska wtyczka przedwojenna (miałem jedną taką w młodości) też była najzupełniej „normalna”.
  
Najwybitniejszego odkrycia w dziedzinie elektrotechniki (i w całym moim życiu!) dokonałem jednak (wstyd mi że tak późno) dopiero ostatnio: – po co skręca się tę całą wtyczkę ??? skoro w domu muszę i tak wszystko rozkręcić !!!

Ponieważ odkrycie wuja Leona z pewnością przyniesie olbrzymie oszczędności dla gospodarki narodowej, niniejszym ogłasza się je tutaj publicznie i patriotycznie.
     
I pamiętajcie – wuj Leon czeka na tę nagrodę !

1 I 2000, 248

           do Czytaj!