Zwy­cię­stwo pro­wo­ka­cji

Należy pa­miętać, że to było pi­sane w 1962, a uak­tual­niane w 1983.

                      

Zwią­zek Ra­dziecki to: nie dalszy ciąg; to za­prze­czenie dawnej Ro­sji.

Do­piero paź­dzier­nikowa rewolu­cja bol­sze­wicka doko­nała w Rosji prze­miany odwra­cając po­rzą­dek rze­czy. Zniósł­szy, jako "bur­żu­azyjną", dawną kulturę warstw wyż­szych, "podnio­sła" masy z analfa­bety­zmu, ale wła­śnie do po­ziomu pseu­dokul­tury. Odej­mując policyj­nym zaka­zem zagad­nienia Boga i prawdy nie dała wza­mian innych, gdyż wszyst­kie za­gad­nie­nia świata zo­stały już z góry roz­strzy­gnięte przez Lenina i wy­starczy je tylko umieć na pa­mięć. Wąt­pie­nie stało się ka­ralne. A tam gdzie nie ma wątpli­wości, nie może być za­stano­wienia, a więc nie może być myśli po­szu­ku­jącej. Stąd dawna Ro­sja, prze­sadnie być może, słynąca z "roz­ci­nania włosa", prze­isto­czyła się w kolek­tyw bez­myślnie powta­rza­jący wer­sety leni­now­skich do­gma­tów.
   Nie­wątpli­wie należy się zgo­dzić ze zda­niem wypo­wie­dzia­nym przez J.A.Kurga­nowa ("Na­cii SSSR i rus­skij wo­pros", 1961) że: "Rosja nie tylko się zmie­niła, lecz stała się ZSSR, to zna­czy w istocie nowym krajem pra­wie zupeł­nie niepo­dob­nym do po­przed­niej Rosji, ani do żad­nego innego kraju wol­nego świata." – Wydaje się jednak, że można zary­zy­ko­wać twier­dzenie, że ZSSR jest więcej niż tylko zmianą dawnej Rosji, bo jest nie­jako jej – odwró­ce­niem. I to pod każ­dym wzglę­dem: poli­tyczno–ustro­jowym, gospo­dar­czym, filozo­ficz­nym, oby­czajo­wym, a najbar­dziej może – psy­chicz­nym. Za­cho­wując ze­wnętrzne ramy impe­rium, zmie­niono jego sub­stan­cję we­wnętrzną.
   W sze­ma­tycz­nych skró­tach moż­naby powie­dzieć że:  Ro­sja XIX wieku była krajem spi­skow­ców i bun­towni­ków, So­wiety stały się krajem milczą­cego posłu­szeń­stwa; sym­bolem Rosji były jej kopu­laste cerkwie ze zło­tymi krzy­żami, sym­bo­lem So­wietów jest znie­sienie krzyża; poezja rosyj­ska opie­wała lasy i prze­strze­nie, po­ezja so­wiecka opiewa kominy fa­bryczne; lite­ra­tura rosyj­ska opa­no­wana była du­chem sprze­ciwu i krytyki, lite­ra­tura so­wiecka du­chem ule­gło­ści i po­chwały; w daw­nej Ro­sji gro­ma­dzili się lu­dzie by bronić po­krzyw­dzo­nego, w So­wietach scho­dzą się na zgro­ma­dzenie by po­deptać po­krzyw­dzo­nego; w daw­nej Ro­sji ulu­bio­nym tema­tem była wąt­pli­wość wszystkiego, w So­wie­tach jedy­nym te­matem jest nie­za­chwiana pew­ność; w Rosji szpieg i dono­si­ciel pogar­dzany był na­wet przez tych którzy się nim posługi­wali, w So­wietach dono­siciel­stwo pod­nie­sione zostało do godno­ści cnoty oby­watel­skiej; Ro­sja XIX wieku wytwo­rzyła war­stwę "inteli­gencji" spo­łecz­nej i krzy­kli­wej opi­nii pu­blicznej, So­wiety zniosły społe­czeń­stwo i unice­stwiły opinię pu­bliczną; Rosja, po re­formie są­dow­nictwa, za­sły­nęła z najbar­dziej bez­stron­nych są­dów w Eu­ropie, So­wiety słyną z naj­bar­dziej krwa­wej pa­rodii sądow­nictwa w dzie­jach; można by w ten sposób mno­żyć po­równa­nia nie­omal bez końca.
   Wielu powo­łuje się na po­litykę zagra­niczną So­wietów, wska­zując na jej częstą analo­gię z poli­tyką za­gra­niczną car­skiej Ro­sji. Ale wy­tyczne poli­tyki za­gra­nicznej wyni­kają z poło­żenia geo­gra­ficz­nego. Gdy­by­śmy Wło­chów zastą­pili Chiń­czy­kami lub Skan­dyna­wami, popro­wa­dzą taką poli­tykę zagra­niczną jaką na­rzuca im po­łożenie geo­gra­ficzne pół­wy­spu Ape­niń­skiego.
   Lenin po­uczał, że dla osią­gnięcia celu do­pusz­czalny jest do­słownie każdy chwyt tak­tyczny. By­łoby więc ra­czej dziw­nem, gdyby wyklu­czał przy­tem chwyty dawnej Rosji. Ale może właśnie całość poli­tyki zagra­nicz­nej So­wietów stanowi mo­ment naj­bar­dziej róż­niący od dawnej Ro­sji. Poli­tyka so­wiecka nie jest bo­wiem polityką pań­stwa, a poli­tyką spisku prze­ciwko in­nym pań­stwom. Byłoby bez sensu, gdyby pla­cówki dyplo­ma­tyczne dawnej Ro­sji np w Chili, Ar­genty­nie, Kongo, Indiach, Mala­jach i na ca­łej kuli ziem­skiej, prze­zna­czone były głównie do tego, aby obalać rządy i ustroje tych kra­jów przy których są akre­dyto­wane. W po­lityce so­wiec­kiej stanowi to ich główny sens działa­nia. Nie rosyjski zatem im­pe­ria­lizm po­słu­guje się mię­dzyna­ro­do­wym komu­ni­zmem, lecz mię­dzyna­rodowy komu­nizm posłu­guje się meto­dami ro­syj­skiego impe­riali­zmu, w wy­pad­kach gdy mu to na rękę.
   Nie­kiedy słyszy się pytanie ma­jące służyć za ar­gu­ment: "Czy się jednak tłuma­czy, że ko­mu­nizm za­pu­ścił ko­rze­nie wła­śnie w Ro­sji?" – Można na nie odpo­wie­dzieć ob­szer­nym trakta­tem, można też lapi­dar­nym kontrpyta­niem: A czym się tłu­maczy, że krwawa rewolu­cja francu­ska zapu­ściła ko­rze­nie we Francji, czy też czym się tłuma­czy powrót restau­ra­cji?  Czym się tłu­maczy, że twórca euro­pej­skiego ro­manty­zmu, naród "Dich­ter und Denker", do­pu­ścił do hi­tlery­zmu? Hitle­ryzm był rze­czą antypa­tyczną, więc wrogo­wie Nie­miec usiłują do­wieść, że zro­dził się ze swo­istej du­szy ger­mań­skiej. Bol­sze­wizm jest rzeczą anty­pa­tyczną, więc wrogo­wie Rosji sta­rają się do­wieść, że "ska­ził naukę Marksa" przez wprowa­dze­nie do niej pier­wiast­ków czy­sto rosyj­skich. Tym­cza­sem zapa­nowa­nie komu­ni­zmu w Ro­sji jest ana­lo­gicz­nym wyni­kiem zbiegu wielu oko­licz­no­ści, jak za­pano­wanie hitlery­zmu w Niem­czech, faszy­zmu we Wło­szech, czy cho­ciażby tegoż komu­ni­zmu na Ku­bie. Nie wiele, jak wiemy, brako­wało do jego try­umfu na za­chod­nim krańcu Europy, w Hiszpa­nii.


Nie pod zabo­rem pań­stwa, lecz pod zabo­rem partii.

Wi­dzimy, że po roku 1945, obecni władcy Polski, pol­scy ko­mu­niści, są naj­bar­dziej gorli­wymi rzeczni­kami nie pol­skich, lecz so­wiec­kich intere­sów poli­tycz­nych. Zacho­dzi więc pyta­nie: kim są oni, tj nie w swoich prze­kona­niach ide­owych, a w ich sto­sunku do Pol­ski? Urzęd­nikami pań­stwa ra­dziec­kiego? Gdyby tak było, to Polska zosta­łaby nie­wątpli­wie pod­po­rząd­kowana we­wnętrz­nemu apara­towi sowiec­kiego pań­stwa. Tym­cza­sem nie tylko for­mal­nie, ale nawet prak­tycznie, Pol­ska Lu­dowa nie jest włą­czona do we­wnętrzno–pań­stwo­wej apara­tury so­wiec­kiej. Mamy do czynie­nia z zu­peł­nie nową struk­turą, wyni­kającą ze spe­cyficz­nej struk­tury Związku Ra­dziec­kiego, a od­rębnej od reszty świata. W myśl tej struk­tury obecni rządcy Polski za­li­czeni są nie do we­wnętrzno–pań­stwo­wych instan­cji So­wietów, a do we­wnętrzno–partyj­nego cen­trum. W ten sposób Pol­ska nie jest podpo­rząd­kowana pań­stwu sowiec­kiemu, a pod­po­rząd­ko­wana bezpo­średnio komu­ni­stycz­nej par­tii, która tym pań­stwem rzą­dzi.
   Inte­resy partii stoją ponad intere­sami pań­stwa, czy to Związku Ra­dziec­kiego, Polski Lu­do­wej, czy in­nych czło­nów bloku komu­ni­stycz­nego. W ten spo­sób Pol­ska, jako kraj, w sto­sunku do Ro­sji jako kraju, pozo­staje nie w sto­sunku za­leż­no­ści, lecz jakby w stanie "kole­żeń­stwa" we wspól­nym podpo­rząd­kowa­niu tej samej partii. Rzec by można, we wspól­nocie nie­szczę­ścia, ja­kie na obydwa kraje i za­miesz­ku­jące je na­rody, spadło.
   Pol­ska nie została włą­czona do Związku Ra­dziec­kiego jako jej 17 Re­publika Związ­kowa, co może od­po­wiada­łoby inte­re­som ra­dziec­kiego pań­stwa, ale nie po­kry­wałoby się z intere­sem świa­towej polityki partii. W inte­resie „świa­to­wego sys­temu socjali­stycz­nego” leży utrzy­manie fikcji suwe­renno­ści Polski, podob­nie jak in­nych repu­blik „ludo­wych”. Fikcji zu­peł­nej, a jed­nak, jak wi­dzimy, wcale sku­tecznej.
   Obecne poło­żenie Polski podpo­rząd­kowa­nej nie pań­stwu so­wiec­kiemu, a ko­muni­stycz­nemu cen­trum świa­to­wemu, nie ozna­cza oczy­wiście że Pol­ska Lu­dowa rozpo­rządza wsku­tek tego tymi czy in­nymi warto­ściami ilo­ścio­wymi w zesta­wieniu np z Ukraiń­ską Związ­kową ZSR, czy in­nymi włą­czo­nymi do Związku So­wiec­kiego repu­bli­kami, gdyż sprawa nie leży w tej płasz­czyźnie. Ozna­cza tylko że Polska, w myśl planów mię­dzyna­ro­do­wego komu­nizmu, zo­stała „dyslo­ko­wana” w inną płasz­czy­znę, i od­grywa w tych pla­nach inną niż re­pu­bliki związ­kowe wyzna­czoną jej rolę – jako­ściową. Za­ra­zem ozna­cza to, że Pol­ska znaj­duje się w więk­szej – jeżeli uży­jemy po­tocz­nego okre­śle­nia – nie­woli, niż kie­dy­kolwiek na prze­strzeni ca­łej swej hi­storii. A mia­nowi­cie pod działa­niem sprę­żo­nego uci­sku, który nie tylko od­biera jej nie­podle­głość, ale pa­rali­żuje treść jej or­ga­nicz­nego bytu, zagra­żając tym sa­mym prze­isto­cze­niem całego narodu w od­mienny, wg pla­nów komu­ni­stycz­nych, „socjali­styczny na­ród”.

***

Czy do tego dojdzie, nie wiemy. Na­razie intere­suje nas pyta­nie, jak do­szło do tego, że wtrą­cenie Polski w naj­więk­szą nie­wolę myśli i ducha trakto­wane być może przez wielu Pola­ków za cią­głość pań­stwowo­ści pol­skiej, a tylko w najgor­szym wy­padku zesta­wiane z nie­wolą „rosyj­ską”, która była ilo­ściowo mniej­sza, a jako­ściowo zupeł­nie od­mienna?... Ażeby odpo­wie­dzieć na to pyta­nie, nie wystar­czy uświa­domić sobie w pełni ota­czającą nas atmos­ferę świa­tową, której szemat pró­bo­wali­śmy przed­stawić w po­przed­nim roz­dziale. Trzeba się­gnąć do praźró­dła tej fałszy­wej dia­gnozy, która stała się wszel­kim po­cząt­kiem dzisiej­szej dezin­forma­cji. Czyli cofnąć wstecz do hi­sto­rycz­nych ele­men­tów, które przy­czy­niły się do obec­nego prze­obra­żenia wschodniej Eu­ropy, a stały jedno­cześnie za­gro­żeniem współ­cze­snego świata.

 

Kon­kuren­cja.

Nieba­wem po­wstaje klub sej­mowy ZNAK z Za­wiey­skim (Czło­nek „Rady Pań­stwa”), Stani­sławem Stommą, Stefa­nem Ki­sie­lew­skim na czele. Ale spo­tyka ich roz­cza­ro­wa­nie. Go­mułka nie jest oczy­wiście taki głupi, aby pozby­wać się swej „ży­wej cer­kwi”. Utrzy­muje ją dla za­sza­cho­wania Ko­ścioła i te­goż ZNAKu, w dal­szym ciągu.  – Od tej chwili rozpo­czyna się konku­ren­cyjna gra pomię­dzy ZNA­Kiem i PAXem o zdoby­cie pierw­szego miejsca w zaufa­niu partii komu­ni­stycz­nej. Ten wyścig jest, natu­ral­nie, nie­zmier­nie dla komu­nistów wy­godny. Poli­tyka ZNAKu jakby chciała prze­ko­nać komu­nistów mniej wię­cej w sen­sie: „Po co ma­cie po­pierać fałszy­wych katoli­ków, skom­promi­towa­nych agen­tów, skoro my, auten­tyczni kato­licy i ta­koż realni politycy, idziemy z wami na każdą współ­pracę poli­tyczną”. – Jak wia­domo „prze­konać” ko­mu­ni­stów nie można; można tylko paso­wać albo nie pa­sować do ich poli­tyki na „da­nym etapie”. A do gomuł­kow­skiego etapu pa­suje utrzy­ma­nie oby­dwuch ugru­powań. Pia­secki po­zo­staje w dal­szym ciągu „najbo­gat­szym czło­wie­kiem” mię­dzy Berli­nem a Wła­dywo­sto­kiem, nato­miast na za­chód euro­pej­ski – wy­su­nięty zostaje ZNAK.

Eks­pozy­tura pro­komu­ni­stycz­nego fary­ze­izmu.

Go­mułka doko­nał swo­istej „rewo­lu­cji”: agen­turę za­gra­niczną zastąpił fary­ze­izmem. Za­miast nie­zdol­nych i tro­chę śmiesz­nych postaci, w ro­dzaju Horo­dyń­skiego, poja­wiają się te­raz na Zacho­dzie osoby po­ważne, o du­żej erudy­cji teo­lo­gicz­nej, wy­ro­bieni poli­tycznie. Nie mówi się o nich głośno, że to „agenci”, lecz po ci­chu, że to lu­dzie „stojący blisko osoby pry­masa”. Oni zaś cza­sem prote­stują, a cza­sem nie do­słyszą tych szep­tów...
   9 maja 1957 wystę­puje Kisie­lew­ski w „Con­gres pour la li­berte de la culture” w Pa­ryżu; 13 maja Stomma w „Centre in­tel­lec­tuel des catho­liques fran­cais”; 15 maja Zawiej­ski udziela wy­wiadu „Le Monde”. We wszystkich wypad­kach fun­guje jako pa­tron na te­renie francu­skim ten sam przed­stawi­ciel „pro­gresi­stów”, Mau­rice Vaus­sard, który do­tych­czas wpro­wa­dzał go­ści PAXu. Sens wszystkich wystą­pień po­krywa się ze zna­nymi tezami emi­sa­riuszów PAXu: polscy kato­licy ak­cep­tują ustrój; Polska chce zostać w Obo­zie So­cjali­stycz­nym; Ko­ściół wi­nien się włą­czyć w wielkie prze­miany, które wpro­wa­dza so­cja­lizm, a nie kost­nieć w kon­ser­wa­tyzmie i klery­kali­zmie. – Poli­tycznie oceni te wy­stą­pie­nia „Ży­cie War­sza­wy” (3.2.1959) w nastę­pują­cym skrócie:
Kisie­lewski, Stomma, Za­wiejski i inni lu­dzie ZNAKu usu­wają poza grani­cami Polski mon­stru­alne prze­sądy wobec so­cja­li­zmu i wspól­działają w wy­two­rze­niu klimatu koeg­zysten­cji.”
   Wła­śnie w czasie, gdy emi­gracja i polonia amery­kań­ska za­biega o kre­dyty i do­stawy dla „na­rodu pol­skiego”, gdy łak­nący dewiz rząd komu­ni­styczny w War­szawie ob­kłada dary dla ro­dzin w kraju dra­koń­skim cłem, i ograni­cza do mini­mum ze­zwole­nia oso­bom pry­wat­nym na wyjazd zagra­nicę, zapo­zna­jemy się z li­stą dele­gacji zagra­nicz­nych po­słów ZNAKu:
Jerzy Zawiej­ski wyjeż­dża na konfe­rencję Unii Mię­dzy­parla­men­tarnej w Lon­dynie, na mię­dzyna­ro­dową konfe­rencję parla­menta­rzystów ka­tolic­kich w Lour­des. – Sta­ni­sław Stomma do Włoch, do Francji i do krajów Ame­ryki ła­cińskiej. – Mi­ron Koła­kowski wyjeż­dża w dele­gacji parla­men­tarnej do Finlan­dii. – Pa­weł Kwo­czek w dele­gacji do Belgii. – Wanda Pie­niężna do NRD i na konfe­rencję organi­zacji kobie­cych w Wied­niu. – Kon­stanty Łu­bieński na konfe­rencję Unii Mię­dzy­parla­mentar­nej w Londy­nie i na po­sie­dzenie Rady Unii w Ni­cei. – Latem 1960, „Pociąg Pokoju i Przy­jaźni” wyjeż­dża do Związku So­wiec­kiego, m.inn. wio­ząc 10-oso­bową ekipę człon­ków grupy ZNAKu. – Naj­bar­dziej ru­chliwy. Stefan Kisie­lew­ski, jest w roku 1957 we Francji i Anglii; w roku 1958 w Rumu­nii; w 1960 w Danii, Francji, Ita­lii, Szwaj­carii i Niem­czech; w 1961 'zapoz­naje się z osią­gnięci­ami' Związku Ra­dziec­kiego; w 1962 jest już znowu we Francji i Niem­czech zachod­nich.”
-----         

Agen­tura Nr 2.

Prawo równi po­chyłej jest jedna­kie dla wszystkich. Kto na nią raz wkro­czy, to­czy się dalej. Takoż ob­ser­wu­jemy w tej chwili sta­czanie się grupy ZNAKu z „etapu poli­tycz­nego”, po­przez „etap faryze­izmu” do etapu jaw­nej agen­tury. Świad­czy o tym za­równo włą­czanie się we wszystkie de­zyde­raty polityki zagra­nicznej bloku komu­ni­stycz­nego, dy­wer­syjna ak­cja w ośrod­kach katolic­kich na zacho­dzie, jak też w ośrod­kach emi­gracyj­nych.
   Dnia 8.10.1961 „Tygo­dnik Po­wszechny” wy­stąpił z wielkim arty­kułem pt „Pro­pozycje dla emi­gra­cji”.  Po­kry­wają się one bez reszty z in­struk­cjami b. „Ko­mi­tetu Mi­chaj­łowa” we wschodnim Berlinie, obec­nie „Ko­mitetu do roz­bu­dowy kon­taktów z roda­kami na ob­czyź­nie”, prze­zna­czo­nego do akcji dywer­syjnej wśród emi­gran­tów ze Związku Ra­dziec­kiego: „Popie­rajcie inte­resy 'ojczy­z­ny' za gra­nicą...”. Różnią się tylko wyż­szym pozio­mem, dosko­nalszą, a więc sku­tecz­niejszą formą.
   W nume­rze z marca 1962, pary­ska „Kul­tura” za­mie­ściła „List do re­dak­cji” Ste­fana Kisie­lew­skiego, za­wie­rający w isto­cie do­kładnie te same suge­stie, ja­kie 40 lat temu lanso­wane były przez prowo­kacje zna­nego nam „Trustu” GPU: –  „Komu­nizm dzi­siej­szy to w isto­cie amery­kanizm dla ubo­gich... Komu­ni­ści polscy są ni­czym innym jak tylko repre­zen­tan­tami pol­skiej (pań­stwo­wej) orien­tacji wschodniej...”, prowa­dzą „kon­struk­tywną politykę z Ro­sją...”, „otwie­rają wiel­kie możli­wo­ści”, bo „ko­mu­nizm się prag­maty­zuje i liberali­zuje”. Jeste­śmy świad­kami „uni­wersa­listycz­nej ewolu­cji ko­muni­zmu...”. –  Wszy­scy mą­drzy ludzie partii dążą do prze­kształ­ce­nia sys­temu, odtota­lizowa­nia, zde­mo­kraty­zo­wa­nia i zlibe­rali­zo­wa­nia..."; roz­po­czyna się „or­ga­niczne dzieło od­nowy...”.  A z tego wnio­sek kapi­talny: na­leży tylko za­prze­stać wszel­kiej ak­cji an­tyso­wiec­kiej i anty­komu­ni­stycz­nej!
   Wresz­cie w arty­kule za­miesz­czo­nym w czerw­co­wym nume­rze „Kul­tury” (1962) tenże przed­stawi­ciel zewo­lu­cjoni­zowa­nego faryze­izmu, Stefan Ki­sie­lew­ski, przy­nosi emi­gracji po­cie­szającą ją wieść:
Sym­bolem po­stawy prag­ma­tycznej jest dla mnie pre­mier Chruszczow. Ten czło­wiek na szczę­ście nie jest fi­lozo­fem... Po­pro­stu ma oczy i chce z nich robić wła­ściwy użytek. Empi­ryk – jakież to po­ciesza­jące!”
W tym wszystkim, przyj­mowa­nym zresztą dosyć scep­tycznie przez emi­grację, znaj­dzie się wsze­lako akcent, który prze­ma­wia już bezpo­średnio do wy­obraźni polre­alistów:
... w na­szym kącie mizer­nego pół­wy­spu zwa­nego Eu­ropą, naród pol­ski w dal­szym ciągu nie ma in­nego wy­boru, jak tylko wy­bór między Ro­sją i Niem­cami.”
Byłoby naiw­nością sądzić, że przy fak­tycznej dyscy­pli­nie ja­kiej pod­lega „poseł na sejm” w kraju, Stefan Ki­sie­lewski mógłby sobie pozwo­lić na lan­so­wanie tezy, w gruncie sprzecznej z tezą „obozu socjali­stycz­nego”, gdyby suge­stie tego rodzaju nie le­żały w tak­tycz­nym inte­re­sie dele­gują­cego za­gra­nicę mo­co­dawcy, partii komu­ni­stycz­nej.

...

„Wspólny front” z komu­ni­stami.

Jest jawny i jest ukryty. Do ukry­tego należą różne ob­jawy pe­ne­tracji agen­tów komu­nistycz­nych. Za­wdzię­cza­jąc jed­nak ist­nie­niu współ­pracy jawnej, nie da się ustalić z całą pewno­ścią, czy te lub inne sta­no­wisko poli­tyczne zajęte zostało za pod­usz­cze­niem agen­tury, czy ze szcze­rego prze­kona­nia, wy­ro­bio­nego pod wpły­wem wytwo­rzo­nego na­stroju. Weźmy przy­kład, który można trakto­wać za kla­syczny pod tym wzglę­dem: uta­lento­wany pi­sarz kato­licki, Jan Biela­towicz, czło­wiek sto­jący po­nad wszel­kie po­dej­rze­nia o ulega­nie wpły­wom ko­mu­ni­stycz­nym, pisze:
Anty­komu­nizm... nie może służyć jako pro­gram po­li­tyczny... Emi­gra­cja ma na celu dobro narodu pol­skiego... Gra­nica na Odrze i Nysie to sprawa narodu i dla­tego walczy o nią jak może, bez oglą­dania się na to, czy to na rękę czy nie na rękę ko­mu­nistom...” – („Dziennik Polski”, Londyn, 27.10.1961)
   Wy­po­wiedź pocho­dzi od katolika (praw­dzi­wego), a więc czło­wieka zwią­zanego z pew­nym świato­po­glą­dem, czyli z na­tury rzeczy zobo­wią­za­nego do po­stawy ideolo­gicznej. A mimo to stwier­dza, że „anty­komu­ni­zmu” nie można trakto­wać za pro­gram oraz do­pusz­cza możli­wość działa­nia „na rękę komuni­stom”, je­żeli to leży w in­tere­sie na­rodu. Tym sa­mym inte­res na­rodu sta­wia po­nad inte­res ogól­no­ludzki, i ponad interes Ko­ścioła.

 Ze „Zwy­cięstwa pro­woka­cji”  Jó­zefa Mac­kiewi­cza,1983 (1962)
Wy­daw­nictwo Kontra, 1983

           do Czytaj!